Zmyślone życie, fałszywa śmierć - przegląd głośnych fejków
Pixabay
Fake Newsy

Zmyślone życie, fałszywa śmierć - przegląd głośnych fejków

Zmyślone życie, fałszywa śmierć - przegląd głośnych fejków

Zorganizowane działania aparatów państwowych, polityczne wojny i kariery – we wszystkich tych obszarach wykorzystywane są na szeroką skalę fake newsy.

Fake news? Ta historia to prawdziwe „fake life”! Hilaria Baldwin, żona znanego z mocno lewicowych poglądów aktora Aleca, udawała przez lata, że jest przedstawicielką mniejszości narodowej. Kobieta przekonywała wszystkich (a jej mąż to potwierdzał), że urodziła się na Majorce. By wzmocnić narrację Hilaria Baldwin mówiła z wyraźnym, hiszpańskim akcentem, z zapałem broniąc praw mniejszości jako jedna z jej rzekomych przedstawicielek. Współgrało to z politycznym przekazem, kreowanym przez Aleca Baldwina – jednego z największych krytyków Donalda Trumpa i amerykańskiej prawicy.

Polityczna maskarada

Po wielu latach maskarady do sieci wypłynęło jednak nagranie, na którym wyraźnie słychać, że Hilaria mówi płynną angielszczyzną, bez żadnego akcentu czy błędów. Media poszły tym tropem, docierając do znajomych 36-latki. Szybko wyszło na jaw, że kobieta urodziła się w Bostonie a wychowała w niewielkiej miejscowości w stanie Massachusetts.

Ta historia jest zabawna tylko z pozoru. Warto bowiem pamiętać to, co zrobiła ze swoją biografią Elizabeth Warren, jedna z przedstawicielek lewicowego, progresywnego skrzydła Partii Demokratycznej. Określała się ona jako Indianka (czy raczej: rdzenna mieszkanka Ameryki), choć trudno było się wśród jej przodków dopatrzeć kogokolwiek o tubylczym pochodzeniu. Narrację o rzekomym pokrewieństwie z prześladowaną mniejszością Warren wykorzystywała w działaniach politycznych, budując na tym spory kapitał. Na dowód swoich twierdzeń pokazała nawet test DNA, mający rzekomo wykazać, że jednym z odległych przodków kongresmenki był Indianin. Po kilku dziennikarskich śledztwach i gwałtownie okazywanym oburzeniu samych Indian, Warren odwołała swoją opowieść i przeprosiła.

„Pani Warren nie jest osobą kolorową ani członkiem plemienia” – ogłosił sztab ówczesnej kandydatki na urząd prezydenta USA.

„Zabójcza szczepionka”

Fejkowe może być nie tylko życie, ale i (zwłaszcza), czyjaś śmierć. Świat co rusz obiegają fałszywe wieści o odejściu jakiejś gwiazdy albo polityka. Część z tych publikacji to głupie żarty internautów, inne są nadgorliwością redaktorów portali goniących za statystykami klikalności. Są jednak materiały będące elementem przemyślanej kampanii dezinformacyjnej. Tak prawdopodobnie było w przypadku informacji o rzekomej śmierci pielęgniarki, którą przed kamerami zaszczepiono na COVID-19. Kobieta – co widzieli telewidzowie – zemdlała tuż po wykonaniu zastrzyku. Zaledwie kilka godzin później w wielu różnych źródłach na całym świecie, w tym w niszowych portalach zarządzanych z terytorium Polski, pojawił się dramatyczny news: pielęgniarka nie żyje, stała „ofiarą szczepionki”. Ilustracją były reprodukcje pochodzących jakoby z amerykańskiej prasy nekrologów, w których kobietę żegnała rodzina.

Oczywiście była to nieprawda. Pielęgniarka żyje, nie ma żadnych objawów COVID a jej omdlenie było wynikiem rzadkiej choroby, objawiającej się omdleniami na skutek bólu. Jak podkreślają przedstawiciele polskich i NATO-wskich służb specjalnych akcje mające na celu deprecjonowanie skuteczności szczepień lub podważanie zaufania do państwa w kontekście walki z pandemią są dzisiaj specjalnością Rosji. Na szeroką skalę mają być prowadzone głównie w Europie i Ameryce Południowej.

Zdyskredytować żołnierzy…

Z pandemią związany jest także powielany masowo w Polsce fake news, jakoby żołnierze Wojska Polskiego wysłani do Anglii z pomocą dla polskich kierowców ciężarówek i towarzyszący im dziennikarze TVP „złamali brytyjskie prawo” nie zakładając maseczek na świeżym powietrzu.

„Kamera TVP uwieczniła łamanie brytyjskiego prawa przez korespondenta publicznej telewizji i majora Wojska Polskiego” – można było przeczytać w serwisie internetowym „Gazety Wyborczej”. Ilustracją był kadr z relacji TVP. Rzekoma informacja okazała się fake newsem. O ile w Polsce i części innych państw europejskich noszenie maseczek na zewnątrz jest obowiązkowe, to w Wielkiej Brytanii taki przepis wówczas nie obowiązywał. Można jednak z całą pewnością założyć, iż spora część opinii publicznej do dzisiaj jest przekonana, że żołnierze (których akcję chwaliła cała Europa) lekceważyli prawo.

… i policjantów

Służby państwa polskiego były celem zmasowanej dezinformacji, opartej o kolejną „fałszywkę”. Na opozycyjnych kontach w mediach społecznościowych pojawiła się „informacja”, jakoby podczas jednej z proaborcyjnych demonstracji „policja zatrzymała samochód, spisała kierowcę, wlepiła mandat za gwiazdki na karoserii”. Gwiazdki oczywiście komunikowały hasło „jeb.. PiS” a news zilustrowany był zdjęciem policjantów rzeczywiście spisujących numery rejestracyjne samochodu z „przyozdobioną” w ten sposób maską. Materiał natychmiast powieliły tysiące internautów a rzecz skomentowali czołowi politycy opozycji, z wicemarszałek Sejmu Małgorzatą Kidawą-Błońską na czele – co, w naturalny sposób, jeszcze zwiększyło zasięg i dotarcie rzekomej sensacji.

Rzekomej, bo – co wykazali dziennikarze związanego z TVN serwisu Konkret24 – mandat wystawiony mężczyźnie nie miał żadnego związku z wulgarnym hasłem wymalowanym na jego aucie. Kierowca został ukarany za niedostosowanie się do sygnałów świetlnych i dźwiękowych. W rozmowie z dziennikarzami przyznał, że nie miało to nic wspólnego z jego poglądami i napisem na samochodzie. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że autorką fake newsa zdementowanego przez portal grupy TVN jest ekspertka bardzo często goszcząca w tej stacji. Specjalizuje się rzekomo w… analizowaniu fake newsów i manipulacji w internecie.

Hakerzy na koncie

Na krótkotrwały, ale dotkliwy polityczne efekt zaplanowana była także akcja podjęta niedawno wobec minister rodziny i polityki społecznej Marleny Maląg. Na jej oficjalne konto Facebookowe włamali się hakerzy, zamieszczając tam obraźliwy, wulgarny wpis.

„Jako kobieta, jako matka nigdy nie zrozumiem ani nie poprę protestujących. Wulgarne i chamskie zachowanie nie zdobi kobiet, przypominają mi watahy Papuasów i bezmózgich dzikusów zdolnych jedynie do bicia i bezrozumnego uprawiania seksu. Niektórym w ogóle strach dać zapałki do ręki. Dla wszystkich bluzgających pseudo kobiet należy stworzyć specjalne rezerwaty, w których będą wykorzystane jako inkubatory” – głosił komunikat na FB.

Minister Maląg natychmiast wydała oświadczenie, w którym poinformowała o braku kontroli nad kontem. Każdy średnio zorientowany użytkownik internetu powinien też co najmniej zastanowić się nad autentycznością i rzeczywistym autorstwem kuriozalnego przecież wpisu. Nic z tego. Spreparowaną wiadomość rozpowszechniało przez co najmniej kilka godzin wielu internetowych „liderów opinii” i polityków opozycji. Swoje dołożyli dziennikarze, których rola teoretycznie powinna polegać na weryfikacji informacji i dementowaniu fake newsów.

„Nie, to nie jest fejk. To po prostu czysto rasistowski wpis na oficjalnym profilu pani minister, można się rozejść” – napisał na Twittrze Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny portalu Onet.pl. Z technicznego punktu widzenia jego wypowiedź zawierała prawdziwą informację – wpis rzeczywiście pojawił się na oficjalnym profilu Marleny Maląg. Pomijając jednak kontekst (a więc fakt, że konto zostało przejęte a pani minister oficjalnie o tym poinformowała) redaktor nie przyczynił się do oczyszczania przestrzeni publicznej z kłamstw. Według wielu – wręcz przeciwnie.