Prędkość zabija
Pixabay
(Nie)Bezpieczni na drodze

Prędkość zabija

Prędkość zabija

Nadmierna prędkość została w pierwszych tygodniach 2020 roku główną przyczyną wypadków drogowych na polskich drogach.

O tym, że polscy kierowcy gremialnie lekceważą ograniczenia prędkości można przekonać się już podczas krótkiej przejażdżki po jednym z dużych polskich miast. W Warszawie prawie nikt nie porusza się z dozwoloną w terenie zabudowanym prędkością 50 km/godz., chyba, że akurat utknął w korku. Także na ulicach wielopasmowych, na których dopuszczalna prędkość jest ograniczona do 70, a czasem nawet do 80 km/godz. zakazy są notorycznie łamane.

Paradoksalnie sytuacji nie poprawia też zwiększanie sieci dróg szybkiego ruchu, na których obowiązuje ograniczenie do 120 km/godz. w przypadku ekspresówek i jeden z najwyższych limitów w Europie – 140 km/godz. w przypadku autostrad. Jazda na odcinku takim jak część autostrady A2 pomiędzy Warszawą i Łodzią często uzmysławia, że kierowca pragnący poruszać się z prędkością podróżną wynoszącą 130-140 km/godz. w zasadzie nie ma tam dla siebie miejsca. Prawy pas jest zajęty przez ciężarówki, których prędkość jest ograniczona do 85 km/godz., a pas lewy wykorzystywany jest przez kierowców pędzących swoimi autami dużo powyżej dopuszczonego przez przepisy limitu. Efekt jest taki, że manewr wyprzedzania tira przez kierowców starających się poruszać zgodnie z przepisami obarczony jest dużym ryzykiem zderzenia z „pociskiem” zbliżającym się lewym pasem. Zjawisko to jest już zauważalne w policyjnych statystykach, które notują lawinowy wzrost wypadków na drogach szybkiego ruchu. Tam nakładają się dwie przyczyny – nadmiernej prędkości i nie zachowanie bezpiecznego dystansu od pojazdu poprzedzającego, czyli tzw. „jazda na zderzak”, która przy prędkościach autostradowych jest skrajnie nieodpowiedzialna, kierowca nie zdąży bowiem wyhamować w razie nagłej potrzeby.

O ile jednak na autostradach i drogach kategorii „S” nie mamy do czynienia z ruchem pieszych, to w terenie zabudowanym znaczne przekraczanie dozwolonej prędkości niesie ze sobą ryzyko nie tylko dla kierowców, ale także dla pieszych. Do większości potrąceń pieszych na pasach z pewnością nie doszłoby, gdyby kierowcy poruszali się z dozwolonymi prędkościami, które umożliwiłyby wyhamowanie pojazdu nawet w przypadku wtargnięcia pieszego na jezdnię. Liczby, które mówią o skali tego zjawiska są zatrważające. Tylko w ciągu pierwszych 56 dni 2020 roku pod kołami samochodów zginęło 145 pieszych. W tym samym okresie policjanci odebrali czasowo prawa jazdy 6323 kierowcom. Przypomnijmy, że do zatrzymania dokumentu na trzy miesiące dochodzi wówczas, gdy kierujący zostanie przyłapany na przekroczeniu dozwolonej prędkości w obszarze zabudowanym o co najmniej 50 km/godz. Wydawać by się mogło, że zagrożenie utratą prawa jazdy powinno skutecznie odstraszać kierowców przed szaleństwami w terenie zabudowanym. Skoro jednak nie odstrasza, to może warto zaapelować do zdrowego rozsądku. W miastach bowiem zazwyczaj jest tak, że i ten szybszy i ten wolniejszy kierowca spotykają się na kolejnym czerwonym świetle. Po cóż więc spalać więcej benzyny na bezmyślne, niebezpieczne i wcale nie oszczędzające czasu rajdy?

 

Przeczytaj, zanim wciśniesz mocno gaz

Art.177. Kodeksu Karnego

§1. Kto naruszając, chociażby nieumyślnie, zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym, powoduje nieumyślnie wypadek, w którym inna osoba odniosła obrażenia ciała określone w art.157§1, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

§2. Jeżeli następstwem wypadku jest śmierć innej osoby albo ciężki uszczerbek na jej zdrowiu, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od 6miesięcy do lat 8.

§3. Jeżeli pokrzywdzonym jest wyłącznie osoba najbliższa, ściganie przestępstwa określonego w §1 następuje na jej wniosek.